O tym, że „święta tuż tuż” słyszymy w zasadzie od listopada. Już wtedy sklepowe półki zaczynają mienić się bożonarodzeniowymi światełkami, a i zewsząd słychać świąteczne przeboje. I wprawdzie większość osób zdaje sobie sprawę, że to bezwzględne prawa handlu i marketingu przywołują nieco przedwcześnie ducha świąt, ale gdzieś w głębi sami zaczynamy o tym czasie myśleć i planować.
Czy można uniknąć konfliktów w Święta Bożego Narodzenia?
O ile pierwsze pojawiają się tematy z branży prezentowo – dekoracyjnej, o tyle od początku grudnia Internet aż huczy od upiornych świątecznych historyjek. W pojemnych przestrzeniach sieci zaczynają krążyć opowieści o roszczeniowych dzieciach z długaśnymi listami prezentów, o despotycznych staruszkach wymuszających mycie okien (co — jak powszechnie wiadomo — jest warunkiem sine qua non narodzin Jezusa), o zobojętniałych na świąteczne przygotowania mężczyznach i ich umęczonych żonach, walczących na kuchennym froncie. Każdy z nich ciągnie przykrótką świąteczną kołderkę w swoją stronę, aby uszczknąć ze świątecznej magii jak najwięcej dla siebie. Nieuchronnie prowadzi to do konfliktów, które narastają przez cały grudzień, by wybuchnąć malowniczo tuż przed samą Wigilią, a następnie zginąć gdzieś między karpiem a serniczkiem. Internetowi eksperci i ekspertki dwoją się i troją w udzielaniu porad i odpowiadaniu na listy sfrustrowanych czytelników, a pod artykułami mnożą się liczne komentarze osób, które mają poczucie, że znają przepis na udane święta.
Oczekiwania, szantaż emocjonalny a empatia — paradoks Świąt Bożego Narodzenia
Aż chciałoby się zapytać, skąd tyle zapiekłości przy tematach, które raczej winne łączyć, niż dzielić. Tymczasem z lubością obrzucamy się inwektywami, forsujemy swoją wizję świata jako powszechnie obowiązującą, komentujemy, a nade wszystko – oceniamy. Odpowiedź jest prosta, banalna wręcz, choć smutna w swej wymowie. W sporej części na co dzień nie potrafimy ze sobą rozmawiać, nie umiemy przedstawiać swoich racji, nie lubimy się poróżnić nawet w drobnych kwestiach. Więc najczęściej milczymy i nie pokazujemy swoich rzeczywistych potrzeb i oczekiwań. Pozostawiamy sporne tematy w sferze: „domyśl się” lub „powinieneś/powinnaś już to wiedzieć”. I one rosną sobie w tej ciszy jak na drożdżach cały rok, po to, by w wirze świątecznych przygotowań, przy kumulacji przedświątecznego stresu i oczekiwań, wybuchnąć nam prosto w twarz. Nierozwiązane — drobne niegdyś — spory przybierają na sile. Podkręcana przez media wizja świąt idealnych, czyni nas głuchymi na potrzeby najbliższych.
To całkiem spory paradoks zresztą. Bo grudzień to taki czas, gdy otwieramy serca na innych, obcych potrzebujących. Świąteczne kwesty, zbiórki wypełniają serca i żołądki potrzebujących wsparcia ludzi i zwierząt, a nam dają poczucie bycia dobrymi osobami. Aż żal, że tej empatii nie starcza dla najbliższych – wobec nich nie mamy współczucia, litości i empatii, tylko bezwzględnie pchamy przed sobą swoje oczekiwania, czasami kosztem dobra i spokoju we własnych domach. Każdy z nas ma osobiste i osobne zarazem doświadczenia świąteczne, zwyczaje i przyzwyczajenia, nienaruszalne reguły, które pamiętamy z dzieciństwa, i które skrupulatnie odtwarzamy rok po roku w niezmiennym teatrze przygotowań i obchodów. Wydają się być skałami, które nie podlegają żadnym negocjacjom i innowacjom, nawet za cenę emocjonalnych szantaży, despotyzmu i cierpiętnictwa.
Święta z rodziną — miłość, troskliwość i uważność
A gdyby tak się przyjrzeć swoim wspomnieniom dokładniej, to rytuały są w nich wtórne – na pierwszym planie pozostają zapamiętane okruchy: smak ciasta, które wyszło spod ręki babci, pachnące papierosami dłonie dziadka, które głaszczą nas po głowie, ciepło ciała mamy przytulanej w gorącej od przygotowywanych potraw kuchni, kłujące igły choinki, głosy dorosłych, których często nie ma już dziś wśród nas. To jest nasz rzeczywisty, świąteczny dobytek – niepowtarzalne wspomnienia otulające nas jak najcieplejsza kołdra. To bliskość, wspólny czas, wreszcie bez pędu i pośpiechu. To zbyt cenne skarby, by roztrwaniać je na kłótnie o sprzątanie, kolejność wizyt u rodziców i teściów i prezentowe licytacje. To również zbyt cenne skarby, by nie przekazać ich najmłodszym – czas bezwzględnie będzie zabierał od wigilijnego stołu kolejnych domowników. Jeżeli nie napełnimy wspomnień dobrymi okruchami, to co pozostanie? Nowe dekoracje? Chęć ucieczki jak najdalej od sporów i kłótni? Poczucie ulgi, że już po i że przyszłe święta, to już na pewno inaczej muszą wglądać? Czy aby warto rozmieniać na drobne: miłość, troskliwość, uważność i wsłuchiwanie się w potrzeby najbliższych, by sprawić im autentyczną radość? Oby te pytania znalazły prostą i jednoznaczną odpowiedź we wszystkich domach w te święta.
Łamiąc się opłatkiem, życzmy sobie czegoś więcej niż zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy. Nie sprzedawajmy prawdziwej wartości świąt za cenę zwycięstwa w grze o władzę nad przygotowaniami. Pobądźmy ze sobą po prostu – bez oceniania i nadmiernych oczekiwań.
Wesołych Świąt!
Źródło: https://avigon.pl/